Nie wiem, dlaczego nie byłam zaskoczona pudełkiem, które postawił przede mną Grodzisz i dlaczego świergotanie Patki dotarło do mnie z jakimś takim opóźnieniem. Dlaczego cały czas przyglądałam się głównie rozpromienionym twarzom moich współpracowników, zamiast najzwyczajniej w świecie, jak każdy normalny człowiek zrobiłby na moim miejscu, zajrzeć. Może zbyt byłam pochłonięta kwestią Wynagrodzenia pracowników oddelegowanych do Ciechocinka, wciąż nie wklepanego w system i oczekującego tego już od co najmniej tygodnia. Dlatego jakoś nie dosłyszałam, kiedy zachwycona Patka oznajmiała, że Grodzisz przyniósł jeża i zajrzawszy w końcu do rzeczonego pudełka po bananach przeżyłam niemały szok.
No pięknie. Jestem zamknięta w zatłoczonym biurze z piątką nieodpowiedzialnych, hałaśliwych i rozplotkowanych współpracowników i, jak się okazuje, jednym jeżem. Jeżem! Kłującą, kolczastą, zasierścioną, zapchloną gryzoniową kulką, której czarne paciorkowate oczka wpatrywały się we mnie. I Wynagrodzenia pracowników oddelegowanych sobie poczekają…